zmień miasto
Jesteś tutaj:
ZNAJDŹ OFERTĘ PRACY
Rodzaj pracy
 
 
Branża
BRANŻE

Czy w sieci leżą miliony? [WYWIAD]

czwartek, 25-10-2012 (00:00:00) | komentarze (0)


Pizza-portal zebrał od inwestorów 165 mln złotych dofinansowania, za 36 proc. udziałów Goldenline Agora zapłaciła w zeszłym roku ponad 11,5 mln zł, a kilka miesięcy temu Ringier Axel Springer wydał na udziały w Onet.pl 968,75 mln złotych. Kiedy słyszymy te sumy, nasze oczy jak w kreskówkach zamienią się w symbole dolara. Postanowiliśmy sprawdzić, jak to jest z tymi internetowymi biznesami.

Z Martą Smagą, która wspólnie z Tomaszem Bonkiem, redaktorem naczelnym Money.pl, wydała książkę „Biznes w internecie”, rozmawia Marcin Szewczyk

dlaStudenta.pl: Mam odłożone trochę pieniędzy i chcę założyć swój własny biznes. Co by Pani poleciła: zainwestować w start-upa czy może lepiej otworzyć punkt ksero albo myjnię?  
Marta Smaga: Ja oczywiście będę wszystkich namawiała do działalności w internecie. Przede wszystkim dlatego, że w sieci liczy się nie tyle kapitał co pomysł na biznes. W sieci można zaistnieć, zrobić karierę, stworzyć coś naprawdę fajnego przy zaangażowaniu naprawdę niedużych środków. A to właśnie finanse są często barierą przy przedsięwzięciach offline’owych.

Co jest takiego fajnego w robieniu biznesu w Internecie?
Przede wszystkim to, że globalna sieć nie ma żadnych ograniczeń, jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia. Powstające start-upy pochodzą z różnych dziedzin, reprezentują wiele różnych pomysłów. Później niestety, dany pomysł musi przejść jeszcze przez bardzo gęste sito.

No właśnie, niewiele z tych start-upów, które na początku wydają się pomysłem genialnym, okazuje się sukcesem biznesowym.
Udaje się tylko niewielkiemu odsetkowi, może kilku procentom. Ale z drugiej strony szanse są ogromne. Najfajniejsze jest chyba  to, że można zrobić coś z niczego, wymyślić coś, co porwie tłumy. Dość starym, ale chyba najlepszym przykładem takiego start-upu jest nasza-klasa.pl, która przecież została stworzona przez studentów.. Jej twórcy nie mieli nic poza świetnym pomysłem,.

A później serwery nie wytrzymywały, a Pan Gąbka stał się kultową maskotką.
Pytanie, co dalej będzie się działo z tym serwisem. Dziś ten entuzjazm i zachwyt użytkowników przeniósł się do Facebooka. Co nie zmienia faktu, że nasza-klasa trzyma się świetnie, zarabia na siebie, przynosi zyski.  Prawdopodobnie założyciele naszej-klasy nie sądzili, że ich projekt rozwinie się do takiej wielkości. Myślę też, że mieli mnóstwo frajdy tworząc ten serwis, a przy okazji na żywym organizmie uczyli się wielu nowych rzeczy.

Od czego zależy, że dany pomysł chwyci. Nasza-klasa nie była pierwszym tego typu serwisem, Groupon też nie był pierwszym w Stanach serwisem, który miał pomysł na zakupy grupowe. Jednak to właśnie im się udało, a nie ich poprzednikom.
Sukcesowi trzeba troszeczkę pomóc, mieć pomysł jak go rozpromować. Dziś dobrym do tego miejscem są wszelkie media społecznościowe, osławione kampanie viralowe. Łatwo jednak powiedzieć, trudniej zrobić coś, żeby ta kampania rzeczywiście chwyciła.  Wiele naszych start-upów jest też po prostu kopiami pomysłów, które już się na świecie sprawdziły. Weźmy np. Pinteresta, którego mamy już mnóstwo klonów. Czy któryś z nich okaże się sukcesem? Trudno powiedzieć.

Jakie są najczęstsze błędy polskich start-upów?
To trudne pytanie, bo w większości przypadków nie można mówić o jakichś konkretnych błędach. Jest wiele serwisów stworzonych niezgodnie z zasadami usability, niewygodnych dla użytkowników, nieprzyjaznych, nieczytelnych. A mimo wszystko ludzie na nie wchodzą i chcą z nich korzystać. Zwykle wszystko rozbija się o to, żeby nabrać jakiejś masy krytycznej. Trzeba też się zastanowić, czy usługa, którą chcemy zaproponować, ma w ogóle sens i rację bytu. Pomysł może być świetny, jednak co z tego, jeśli nikt danej funkcjonalności nie potrzebuje, nie zaspokaja niczyich potrzeb. Często przeglądam różne start-upy i rzeczywiście wyglądają na fajny pomysł, mają świetną grafikę. Ale potem przychodzi chwila refleksji, czy ja miałabym po co z tego serwisu korzystać i – co równie istotne – czy miałabym z niego po co korzystać na dłuższą metę.

No dobra, przekonała mnie Pani – zakładam start-upa. Od czego mam zacząć?
Na pewno od zrobienia strony internetowej i – w zależności od tego, czy będzie to portal, sklep internetowy czy jakaś inna usługa w ramach serwisu – trzeba przygotować do niego technologię.

No to chyba tutaj popłynę z kasą…
Szczęśliwie w internecie można bazować na gotowych rozwiązaniach, które są dostępne dla każdego. Żeby stworzyć stronę internetową wcale nie trzeba płacić wielkiej agencji, która nam ją wdroży. Podobnie jest ze sklepem internetowym – możemy bez problemu korzystać z rozwiązań darmowych, które są do tego łatwe w implementacji. Tak naprawdę każdy może sobie z tym poradzić, wystarczy tylko troszkę o tym poczytać w Internecie. Kolejnym krokiem jest wypromowanie naszej strony.

Jest sens inwestować w reklamę tradycyjną? Odnoszę wrażenia, ze sukces odnoszą tylko te serwisy, które zdobywają użytkowników dzięki „szeptance”. Moi znajomi z tego korzystają, więc i ja też.
Rzeczywiście, to działa trochę w drugą stronę. Na początku jest biznes internetowy, który zaczyna przynosić takie zyski, żeby promować się w tzw. offline. Bo to są przecież horrendalne koszty. Koszty promocji w Internecie, a koszty promocji w outdoorze czy telewizji są nie do porównania. W przypadku przedsiębiorstw internetowych tradycyjna reklama służy bardziej umacnianiu marki, tworzeniu jej wizerunku. Nie ma też prostego przełożenia, że ktoś gdzieś widzi billboard z adresem strony www i potem od razu biegnie wpisać go w przeglądarce. Co ciekawe, prędzej pewnie taka osoba wpisze daną nazwą w Google i w ten sposób będzie chciała wejść na nasza stronę. Dlatego warto zadbać o dobre pozycjonowanie w wynikach wyszukiwania dla ważnych dla nas fraz. Co wcale nie jest tez takie łatwe, bo Internet jest coraz ciaśniejszy. Choć możliwości w Internecie są nieograniczone, liczba spektakularnych  sukcesów na rynku już tak.

No to może lepiej odpuścić sobie zwykłe serwisy i zająć się od razu aplikacjami mobilnymi? Wszyscy dookoła mówią, że to przyszłość Internetu.
Ciągle jednak jest tak, że większość użytkowników korzysta z mobilnych stron www niż aplikacji mobilnych. To się pewnie będzie zmieniało, jak pan zauważył, wszyscy tak twierdzą. Osobiście zastanawiam się, czy taka „gonitwa za mobilem” ma sens. Teraz każdy serwis internetowy dąży do tego, żeby zrobić swoją aplikację na telefon komórkowy i tworzy tak naprawdę jedynie klon portalu, nie daje żadnych dodatkowych użyteczności. Aplikacja mobilna ma sens wtedy, kiedy jest to narzędzie faktycznie użyteczne.

Przerost formy nad treścią?
Często istnienie aplikacji mobilnej nie jest uzasadnione ze względów użytecznościowych. Nawet jeśli usługa jest fajna, to po co mam z niej korzystać na małym smartfonie, na niewygodnym ekranie, skoro częściej korzystam z niej przy biurku, na którym stoi komputer.

Czy jakiś polski start-up ma szansę powtórzyć sukces Facebooka czy Google i stać się międzynarodową marką z setkami milionów użytkowników?
Już mamy polskie firmy, które świetnie sobie radzą na rynku międzynarodowym, np. Gemius (firma dostarczająca technologie do pomiaru usług internetowych – red.), który ze swoimi produktami zawojował rynek europejski i nie tylko. Nie jest to co prawda takie typowo internetowe przedsięwzięcie, ale bez sieci nie miałoby ono racji bytu. Warto również zwrócić uwagę na ciekawy przykład Allegro, gdzie mieliśmy odwrotną sytuację – to potentat, gigant światowy eBay chciał wejść na polski rynek. Okazało się jednak, że nasze rodzime Allegro jest na tyle silne, że wielki eBay jak szybko otworzył w naszym kraju biuro, tak szybko je zamknął. Podobnie było z innymi silnymi międzynarodowymi markami, jak np. Yahoo czy Aol, które Polski nie zawojowały.

Na koniec pytanie najważniejsze – na czym mogę w tej sieci zarobić? Słychać zewsząd, że reklama displayowa, te wszystkie wyskakujące banery chylą się ku upadkowi, a użytkownicy są na nie ślepi. Facebook na przykład wymyślił własny sposób promocji.  Chociaż mógłby sprzedawać odsłony banerów, mają ich w końcu setki miliardów do zaoferowania potencjalnym reklamowcom.
Proszę jednak zauważyć, że wydatki na ten typ reklamy nie spadają, a nawet z roku na rok rosną. Do tego dochodzi  również reklama kontekstowa, malingi, które są wciąż bardzo ważnym źródłem dochodów dla portali internetowych. Display też wciąż się zmienia, ewoluuje, Fakt, że te reklamy, żeby zwrócić uwagę użytkowników, stają się coraz agresywniejsze, bardziej krzykliwe, a przez to coraz bardziej irytujące. Z drugiej strony, jest jeszcze mnóstwo form promocji niestandardowej. I znowu jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia. W reklamie tradycyjnej nie mamy takiego pola do popisu, W gazecie możemy się zareklamować na całej stronie, na połowie strony, na tzw. junior page’u i tak naprawdę nasze możliwości się wyczerpują. On-line możemy zrobić praktycznie wszystko.

Musimy również pamiętać, że wartość budżetów na reklamę w Internecie rośnie, ale przybywa też portali, które o te budżety konkurują. Na rynku jest coraz trudniej, ale na pewno jest o co powalczyć.

Rozmawiał: Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)

---
Marta Smaga - kierownik rozwoju w dziale IT w grupie Money.pl, wykładowca na Uniwersytecie Wrocławskiej i Szkole Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. Autorka publikacji o rynku internetowym dla portalu Interaktywnie.com. Z wykształcenia jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, a także magistrem ekonomii i politologii.

Komentarze, opinie, wypowiedzi (0)

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Dodaj opinię

Brak komentarzy. Bądź pierwszy i dodaj komentarz.

REKLAMA
FB dlaMaturzysty.pl reklama